Komentarze: 2
Wróciwszy z imprezy kole 2 rzucilem sie nieprzytomny na moje tulace mnie do snu moje poslanie. Jednak o 6, scigajac sie z jutrzenka wysunelem sie z jamy snu i poczulem suchy posmak porostów w moich ustach, probowalem zwalczyc ten przedsmak Doliny Smierci kolejna terpautyczna dawka snu o nieprzebranych oceanach slodkiej wody, jednak moje pragnienie nie dalo sie zaspokojic marna namiastka, przebrzydla bestia.
Zwloklem sie przez pobojowisko mojej sypialni zrecznie manewrujac pomiedzy jedna a druga walizka i starajac sie nie zrobic z jednego lapa dwoch jego polowek, pognalem do sklepu (na szczescie niedalekiego).
Zaopatrzylem sie w Gatorade (trzeba uzupelniac ubytki w moi organizmies spustoszone przez alkohol) i bardziej tradycyjnie dwie wody mineralne. Ze wzrokiem nasyconym niechecia do swiata, ustami spragnionymi dotyku wilgoci, podalem moja przepustke do zbawienia by ja sprawiedliwie wycenic w brzeczacej monecie a pani zalotnie spogladajac na mnie (tu sobie troche dopowiedzialem a to temat na inna notke, dotyczacego mojego stanu ducha a interakcji z osobniczkami plci przeciwnej) zapragnela nawiazac do moich zakupow
- A PAN TO NA GRZYBY ?